Na krawedzi gory,posrod ziol i trawy,
W wyblaklym kapeluszu i koszuli w krate,
Schylony przy sztaludze i plotnie jaskrawym,
Kresli portret natury sam Mistrz poznym latem.
Szybkim ruchem pedzla miesza swieze farby,
Z obfitej palety kladzie miekko plamy,
Na plaszczyznie plotna komponujac barwy,
Zapisuje obraz polnym wiatrem gnany.
Rzad drewnianych zagrod,pobielane sciany,
Otwarte okiennice,ogrod pelen kwiecia,
Cien rzucany przez rosle lipy i kasztany,
Oslania stare ganki z zeszlego stulecia.
Za linia oplotkow kolysza sie sady,
Rajskie jablka kusza,grusze,ciemne sliwy,
Obwieszone maliny,porzeczek kaskady,
Zapelnia winem usta spragnione...cierpliwym.
Z za ciemnej sciany lasu wyplynely chmury,
Na blekitnym niebie klebia sie,pecznieja,
Uniesione wiatrem wznosza sie do gory,
Opadaja lekko,kolysza sie, chwieja.
Swiezy zapach lasu,ziemi i owocow,
Pomieszany z oddechem kwiatow wybujalych,
Niesiony pedem wiatru do nagrzanych klosow,
Wsiaka w fale zboza,nurza sie w nim caly.
Mistrz patrzy z uwaga na fakture plotna,
Pedzel juz utrwala krzyz na drog rozstaju,
Kamienista droga,spekana,pokutna,
Wije sie na granicy cieplego blejtramu.
Jeszcze ptaki szybujace w letnim kontredansie,
Dzwiek sygnaturki z pobliskiej kaplicy,
Utrwalony pejzaz, jak ten na fajansie,
Stal sie wiernym zapisem bliskiej okolicy.....
Kolejny raz zatrzymuję się- na Twoim blogu zapomina się o wszystkim i wędruje wraz z poezją...
ReplyDeleteDzieki za przemily komentarz!
ReplyDeleteja tez tak czuje poezje, plynie ze mna,w moim sercu,we wszystkim co widze i slysze...