Tuesday, December 31, 2013

"Ksiazeczka" Odcinek 4

"...Ale zanim doszlo do tych peregrynacji wojennych, zreszta niezbyt naboznych...Ksiazeczka konczy sie "Sposobem sluzenia do Mszy sw.".
Do laciny ciagnelo mnie od malenkosci , pasjami tez lubilem nasladowac odprawianie Mszy i nabozenstw. Mlodsze siostry zapedzalem do ministrowania i kazalem im asystowac przy moich celebrach. Wazonik oczywiscie sluzyl za trybularz, poszewki z koronkami za komezki, a kapa z lozka za ornat. Od tych niepowaznych praktyk rychlo przeszedlem do czynnego udzialu w prawdziwym zyciu liturgicznym. W Wielkim Tygodniu chlopcy pilznienscy obchodzili trzykrotnie w ciagu dnia zwarta grupa oba koscioly, stukajac rytmicznie drewnianymi kolatkami, ktorych  uzywalo sie w tym czasie zamiast dzwonkow podczas nabozenstw. Dostac sie do tego bractwa bylo wielkim zaszczytem. Kazik Sedziak, pelniacy obowiazki przywodcy bractwa, dopuscil mnie do niego na okres jednego dnia w tygodniu, co bylo dodatkiem do kupionej u niego dosc slono parszywej krolicy.
Rodzice z dziwna niechecia przyjeli wiadomosc, ze koscielny pozwolil mi pewnego dnia poniesc kawalek drogi krzyz przed pogrzebem. Niedlugo tez zakazali mi uczestniczenia  w zyciu liturgicznym, gdy stali sie swiadkami jednej z moich pamietnych klesk zyciowych. Z fary wyszla procesja Bozego Ciala. Chlopcow obdzielono choragwiami, utwierdzonymi przy lawach koscielnych, az na koniec pozostala tylko olbrzymia choragiew staroswieckiego bractwa czy cechu, ktorej nikt wziac nie chcial. Dopraszalem sie tak zarliwie, ze koscielny wreczyl mi ja wreszcie.
W chwili gdy procesja szla rynkiem, tuz przed oknami naszego domu, powial gwaltowny wicher a moja choragiew szeroko upadla w tlum rozmodlonych babinek, ktore paciorki natychmiast zmienily w zlorzeczenia.
"Szpik!" - padalo gesto. Choragiew ktos podniosl i nie pozwolil mi jej niesc dalej. Najadlem sie wstydu do syta.
W Pilznie tez istnial osobliwy sposob spiewania piesni majowych. Przed oswietlona swiecami figura na srodku rynku gromadzily sie co wieczor dziewczeta i ujawszy sie pod boki zawodzily piesni maryjne. Chlopcy zas wylazili na ocieniajace figure konary kasztanow i wtorowali, a raczej falszowali z zielonej wysokosci. Poslugiwalem sie wtedy, na kasztanach, ksiazeczka, slepiac do jedynej w miescie latarni zarowej, hustanej wiatrem na srodku rynku.
Zycie ludzkie toczy sie cyganska droga: to, co za lat zielonych bywa marzeniem, staje sie przedmiotem pogardy w latach pozniejszych. Dzieciece zapaly do ministrantury obrocily sie w czasach gimnazjalnych w chytre zabiegi, jakby sie od ministrowania wykrecic. Do spowiedzi katecheta zmuszal kartkami ozdobionymi nazwiskami penitentow, ktore trzeba bylo oddac spowiednikowi. Byli tacy, co dla kolezenstwa oddawali kartki za siebie i innych. Pokuta i zarazem dobry uczynek. Spowiedz zreszta w tym okresie zycia jest sprawa najbardziej wstydliwa i te strachy plynely ze wstydu. Pamietam, jak jeden z kolegow, pochwaliwszy juz przed spowiednikiem Pana Boga, odwrocil sie nagle do mnie i rzekl: 
"Ty swinio, jak bys sluchal, to ci pysk stluke", po czym przystapil do wyznawania swych win.
W niektorych okresach zycia moja ksiazeczka zachodzila plesnia. Za lat akademickich wydawala sie zbyt dziecinna, zatem do kosciola chodzilo sie z pustymi rekami, bo Boga - jak sie wowczas mawialo - najlepiech chwalic po swojemu.
Az wreszcie, pewnego wrzesniowego dnia, mala ksiazeczka stala sie ksiega zywota.
Bylo to 12 wrzesnia. Drohobycza miala bronic moja kompania za kazda cene.Uzbrojenie mielismy nieswietne:jeden karabin maszynowy bez podstawy,karabinki radomskie i po dwa granaty obronne na glowe. Dzien schodzil, a Niemcy nie nadchodzili.
Bic sie zolnierska rzecz, ale i plotkowac zolnierska. Zanim slonce zaszlo nad Drobochyczem, cala kompania wiedziala, ze Niemcy rozstrzeliwuja wszystkich oficerow, podchorazych i cenzusowcow. Natomiast zwyklym szeregowym obcinaja guziki i mowia: "Do domu". A wiec pospiesznie zacieralismy cenzusostwo, zdzierajac bialo-czerwone obszywki. Przyszedl rozkaz, aby zniszczyc wszystkie dokumenty, ujawniajace nazwiska. Zniszczylismy wiec.
Trudno mi bylo powziac postanowienie co do jednego tylko dokumentu:
ksiazeczka byla podpisana imieniem i nazwiskiem. Ostatecznie - myslalem - jakis slad musi po czlowieku pozostac. Jesli zgine, jedynym swiadectwem, kim bylem, bedzie ksiazeczka. Ze wszystkich tesknot ludzkich najmocniejsza jest  do swojego nazwiska i do wlasnego grobu. Kim by byl czlowiek bez nazwiska i jakby zyl nie majac pewnosci,ze pozostanie po nim grob? " Wieczne odpoczywanie" , o ktore prosimy Boga w modlitwie, posiada rownie ziemska co pozaziemska wymowe. "Wieczne odpoczywanie" to wlasne poslanie i nakrycie z ziemi, az po dzien, kiedy sie czas wypelni. Na groby powinno starczyc miejsca na tym swiecie dla wszystkich chyba ludzi. A przy chowaniu, niechze wiedza kogo.
Ksiazeczka zostala tedy w kieszonce drelichu i powedrowala ze mna na Wegry. Nie musialem juz brac polskiej ziemi na przeleczy Skolskiej.
Prawie cala moja kompania zostala na Wegrzech internowana w obozie Kisbodak, w poblizu granicy austiackiej. Zle bylo: Dunaj podmywal nasze baraki, a lezelismy w nich bez nadziei, na garstce slomy rzuconej na beton; zimny, rychly mroz i brak odziezy meczyly nas wraz z gwaltownie mnozacymi sie wszami, chorobami i glodem. Pancerniacy obrzucali wyzwiskami piechote, szeregowi pomstowali na oficerow, robotnicy i chlopi wygrazali inteligentom, krakowiacy psy wieszali na warszawiakach, rezerwisci z blotem mieszali zawodowych i policjantow. Co kilka godzin, w dzien i w nocy, "koguci",zandarmi wegierscy, rewidowali baraki. Kto zapial, dostawal po gebie, ten i ow zreszta do przesady, a czasem i bez zaczepki.
Zaczela sie goraczka powrotu.


Rynek w Tarnowie - lata 30-te







Przypominam o moim Swiatecznym Candy
i cieplutko sciskam.....

X O X O

Sunday, December 22, 2013

MERRY CHRISTMAS ! WESOLYCH SWIAT !


Wszelkich blogoslawienstw Dzieciatka Bozego
Spokojnych i zdrowych
Swiat Bozego Narodzenia
wszystkim moim blogowym Przyjaciolom
zycze...


Przypominam o mojej Swiatecznej Rozdawajce 
do 15 Stycznia !

Serdeczne mysli sle w Wasza strone

X O X O

Sunday, December 15, 2013

Swiateczne Candy i "Ksiazeczka" odcinek 3

"... Po dzis dzien nie wiem jaki tytul ma ta ksiazeczka. Jest tak moja jak rece, jak twarz, jak serce. Bezimienna , bo moja. Jej pierwsza strona posiada zreszta wartosc metryki... "Na pamiatke Chrztu Sw." - ofiarowal mi ja i podpisal ks.dr Jan Kwolek, przyjaciel mego ojca, pono illo tempore
slawa gimnazjum rzeszowskiego, potem teolog i esteta, biskup sufragan przemyski. Ks.Kwolek umiescil obok swego nazwiska date 30 wrzesnia 1917. Moj podpis dzieciecymi kulfonami na ksiazeczce pochodzi  z lat pozniejszych, z czasow gimnazjalnych, kiedy nasz katecheta, pragnac zmusic wychowankow do zaopatrzenia sie w ksiazeczki do nabozenstwa na wlasnosc, kazal sie na nich podpisywac, co starannie potem sprawdzal.
30 wrzesnia 1917 mialem juz prawie cztery lata.
Wowczas jednak odbyl sie chrzest nie tylko moj, ale i mojej starszej o dwa lata siostry i drugiej w wieku niemowlecym, jedna jeszcze przybyla potem.Chrztu udzielil nam ks.Kwolek w domu. Nie wiem jaki to byl obyczaj: szlachecki czy mieszczanski, bo - jak pamietam - obie warstwy mojej rodziny zjechaly sie wowczas gromadnie ze wschodu i z zachodu, ze Lwowa i z Krakowa, stajac po parze za kazdym z chrzczonego  rodzenstwa i zaciagajac wokol pokoju bawialnego wieniec dumy, poszlochiwan i szczescia.
Strachu przed sola nie mialem, a ks.Kwolek sypnal mi jej na jezyk serdecznie. Przedtem bowiem cwiczylem przez kilka dni z siostra sztuke polyknia soli. Tylko mlodsza siostra zaczela przy soli wrzeszczec, co nas starszych napelnilo duma, ze my przeciez nie. Nieco gorzej bylo z odpowiedziami. Na pytanie:" Wiara coc dawa?" odpowiedzialem twierdzeniem: "Coc dawa", bo wowczas "coc" bralem za rzecz wielce tajemnicza, niczym zywot wieczny.
Od tej rzeszowskiej daty ksiazeczka stala sie jedyna wlasnoscia, ktora przez cale zycie az dotad nigdy nie przestala byc moja.
Zapisuje wiec jej historie, bo przeciez zywoty rzeczy sa nie mniej ciekawe od zywotow ludzkich.
Ksiazeczka jest starsza o dwa lata ode mnie.
Drukowano ja w roku 1911 w Krakowie, gdzie sie zaczely wszystkie druki polskie. Zanim nauczylem sie czytac,tresc ksiazeczki przemawiala do mnie dwoma obrazkami: " Chrystus i dzieci", ktory mnie nie pociagal, i "Chrystus na krzyzu". Ten drugi wydawal mi sie niezwyklej pieknosci i po wielu latach mialem ujrzec ow obraz w oryginale. Ciagle jeszcze nie pojmuje mistyki, ale jest to zapewne stan ducha podobny do moich dzieciecych rozmow z obrazkiem.
Moja ksiazeczka jest niewielka. Mozna ja zamknac w garsci. Ale miesci sie w niej chyba wszystko co czlowiek powinien wiedziec o Bogu i do Boga mowic. Gdy sie modle najprawdziwiej zamykam mszal rzymski i odmawiam modlitewki zapamietane z malej ksiazeczki. A juz do spowiedzi nie umialbym sie przygotowac w zaden sposob bez ksiazeczki, gdzie zreszta - dla ulatwienia - grzechy szczegolnie natretne sa juz podkreslone w okresie walki z Latkiem i pozniej. Ksiazeczka tedy byla swiadkiem wszystkich przeze mnie przyjetych i mozliwych sakramentow, z wyjatkiem
Ostatniego Namaszczenia. Wierze,ze na sadzie Aniol-Stroz wyjmie z moich rak ksiazeczke i polozy na wadze po stronie przeciwnej winom.
Nasze zycie sklada sie nie tylko z naszych sakramentow, ale tz z sakramentow osob bliskich: z chrztow, malzenstw i ostatnich poslug.
Swiadkiem wielu byla moja ksiazeczka.
Mieszcza sie w jej historii takze kaplanstwa moich przyjaciol, zaznaczone obrazkami z prymicji, wlozonymi miedzy kartki. Obrazki wlozone do ksiazeczki ilustruja jej dzieje, jako pamiatki wydarzen i miejsc, przez ktore sie przeszlo, pieczecie ziemskich strazy granicznych w podrozy do wiecznosci: obrazek z obozu karnego na Wegrzech, "Majka Boza Szljemenska", krolowa Chorwatow z gory nad Zagrzebiem, obrazek wreczony przez mizerote zakonnika w pociagu, wiozacym ochotnikow do brygady karpackiej z Zagrzebia, pamiatka z Domu Polskiego  w Jerozolimie,
Serce Jezusowe od dzieci obdarowanych konserwami na pierwszym etapie na ziemi wloskiej w Mottoli, obrazki wyjete z gruzow klasztoru Monte Cassino i kosciola w Piedimonte. Gesu Bambino, sprzedany przez dzieci w czasie zoldackiej libacji w Neapolu i inne z podobnych okolicznosci pamiatki z Rzymu i Bolonii, sw. Stanislaw Kostka z kosciolka jego imienia na postoju w Granarolo pod Bolonia, obrazki z Jerozolimy, Betlejem,Aleksandrii,Loreto,Padwy,Asyzu, Matka Boska Czestochowska z Rzymu, pamiatka audiencji zolnierzy 2 Korpusu u Ojca sw. 15 wrzesnia 1944, pamiatka Roku sw. 1950. Jest tez numer wcielenia do Brygady Karpackiej - 4266.
Sama ksiazeczka lezala na miejscu zlobka w Betlejem, dotknela oliwek Gethsemani, dziedzinca palacu Pilata,Wieczernika i Golgoty, Domku Nazaretanskiego w Loreto, grobow sw,Franciszka,Antoniego i Stanislawa Kostki. Dotknal jej takze Ojciec sw.Pius XII. kropila ja woda z sadzawki Bethseda i woda z Jordanu i Morza Martwego i z rzek Babilonu.




Swiateczne Candy rozpoczynam,zasady jak zwykle:
-wkleic podlinkowany banerek-
-zostawic komentarz-
Tym razem tylko dla posiadaczy blogow.
Losowanie 15 Stycznia 2014
Do wylosowania bedzie:
-zakladka do ksiazki-
-etui na kosmetyki lub bizuterie-
-bransoleta dziergana z filcowanym wzorem-

Banerki do wyboru:





Serdecznosci swiatecznych wiele sle !!!

X O X O



Saturday, December 7, 2013

"Ksiazeczka" Odcinek 2

"...Nie mialem watpliwosci. To ten zbrodniarz Latek!
Pobieglem do pani Zawalskiej.
- Gdzie Latek? - rzucilem od progu.
- A bo ja wiem?
- Ja go zabije jak psa !
- A czemu to , chlopcze?
- On mi...- lzy mi zamulily na chwile gardlo. - Zabije za moje kroliki!
- Nie wstydzisz sie?
- Nie ! Zabije !
- No to sie stad wynos!
Wynioslem sie i pobieglem do ogrodka pani Zawalskiej ,aby jej wydrzec z grzadek wszystko, co tam roslo.
Pilzno mialo jedynego stroza bezpieczenstwa.
Byl to Grzes, szpakowaty i zawsze do siebie usmiechniety dryblas. Ilekroc wystepowal w charakterze sluzbowym, wlokl przy boku drewniana szable.
Nosil mundur barwy jajecznicy,do ktorej jakby kapal przyrumieniony nochal zandarma.
Co kilka miesiecy w okolicy wybuchala straszna, na owe czasy, plaga wscieklizny, a wtedy Grzes zmienial drewniana szable na strzelbe i ruszal na Pilzno jak Apollo razacy gromami pomoru. Ruszal w chmurze rozkrzyczanej dzieciarni i strzelal po kolei  wszystkie napotkane psy.
Juz bowiem dzien przedtem odbebniono na miescie,ze wszystkie psy trzeba ukryc po domach,jesli maja wlascicieli. Wszystkie bezdomne beda wytepione.
Hyclowi, kiedy ruszal na psi polow, wypadalo przeszkadzac, Mial on bowiem oczywista spolke z diablem, zawsze sie mu niepojecie dobrze wiodlo, hodowal szatanskie ptaki-pawie i mieszkal za miastem, z dala od ludzi, nad rzeczka. Jego dom tonal w dzikich bzach,krzakach nieczystych. Gdy urodziwe hyclowny szly miastem na wysokich obcasach, budzily zamykajaca usta groze. Chodzily zawsze same.
Kiedy jednak na psy ruszal Grzes, wowczas chlopcy przescigali sie  w wyszukiwaniu i wystawianiu na strzal struchlalych,bezpanskich psiakow.
Bo to byly w pojeciu pilznienskiej dzieciarni prawdziwe lowy, krwawe, nie podstepne, te z petla i sznurem.
Grzes strzelal niecelnie - co, jak po wielu latach zrozumialem, musialo miec zwiazek z kolorem jego nosa - i nieraz po piec i szesc razy zmierzal sie do okrutnie wyjacej ofiary jego zandarmskiego zawodu, zanim przestala byc dla obywateli miasta Pilzna niebezpieczna.
Pewnego razu Grzes byl juz kolo sklepiku z woda sodowa Sandhausa, tuz obok nas. Wybieglem z domu uskrzydlony zemsta. Pod nogi wpadl mi przerazony Latek. Dom pani Zwalskiej byl zamkniety na glucho. A wiec Latek krolikobojca znalazl sie wreszcie na mojej lasce. Drzal jak osika i skomlac kulil mi sie u nog. Bylo to niezwykle, bo dotad zawsze omijal mnie z daleka, lypiac trwozliwie ku moim stale wypchanym kamieniami kieszeniom.
Na podworko wpadla rozgoraczkowana gromadka chlopcow, Na widok psa zawyli ze szczescia. Nagly wstyd mnie oblecial i ni stad ni zowad chwyciwszy Latka na rece, popedzilem co sil do domu.
- Psi wujek! - polecialo za mna jakby srut z dubeltowki Grzesia.
Odtad w mojej ksiazeczce przestal sie przy rachunku sumienia pojawiac paznokciem zakarbowany znaczek, obok pytan zwiazanych z szostym grzechem glownym. Coraz czesciej zaczely sie za to pojawiac znaczki przy innych pytaniach. Na przyklad niedlugo potem wybralem z gniazda dudka, siedzacego na jajkach. Wprawdzie ruszony sumieniem, dudka puscilem po kilku godzinach, ale juz on wiecej do gniazda nie wrocil, a jajka zjadly mrowki. Zabilem raz czarna wiewiorke. Od wybierania i zabijania kawek rozgrzeszal glos ludu. Z kawek sie wiec nie spowiadalem.
Dzis,gdy przegladam moja ksiazeczke, nie ma w niej prawie pytania, aby kolo niego nie widnialy karby od paznokcia lub kropki od olowka.
Od tych rys ksiazeczka z latami stawala sie coraz ciezsza..."


Jeden z moich kotkow, Tigger, pilnuje mi choinki 
i prezentow.

...Ciszy i spokoju Wam zycze...

X O X O

Sunday, December 1, 2013

Choinka stoi...Czas oczekiwania sie zaczal...

Zapraszam Was do przeczytania wraz ze mna autobiografii  Jana Bielatowicza. ( http://www.tarnowskieinfo.pl/news/5373,jan-bielatowicz-1913-1965.html)

"Ksiazeczka"
Odcinek 1

"...Pierwszy,jaki pamietam,grzech w moim zyciu,jest wsrod glownych
szosty: gniew. Popelnilem go w okolicznosciach niezwyklych:
po pierwszej w zyciu spowiedzi i przed pierwsza Komunia.
Noc miedzy jedna a druga spedzilem bezsennie i nim sie nazajutrz chlopcy
w bialych ubrankach i dlugimi swiecami,umajonymi mirtem i wstazeczkami,
poschodzili do kosciola,zdolalem niezauwazony dopasc do konfesjonalu i wyznac:
-Prosze ojca duchownego,przyszedlem do poprawki.
-Do jakiej,synu?Przezegnak sie najpierw!
-Do poprawki przed Komunia sw.
-Oo, a cozes to nabroil ?
-Zrobilem na zlosc.
-Komu?
-Pani Zawalskiej.
-Cozes to zrobil?
-Powyrywalem jej wszystkie pietruszki i marchewki z grzadek.Bratki takze.
-No to zaluj.
-A czy bede mogl, ojcze duchowny, teraz do Komunii?
-Mozesz,mozesz. I powsadzaj z powrotem bratki,jezeli sie da. A nie rob
wiecej tego. Gniew to grzech glowny. Za pokute.....
Bilem sie serdecznie w piersi i kwiatki potem powsadzalem,zreszta nie wszystkie. W sercu jednak pozostalo niewyschle poczucie krzywdy,tak,
ze poszukiwanie zemsty wracalo jeszcze w moich pozniejszych spowiedziach.
Pani Zawalska, sasiadka zza plotu miala psa wabiacego sie Latek.
Psow nie lubilem,bo pierwszy w moim zyciu i ostatni pies-przyjaciel wsciekl sie i pokasal mnie , co pociagnelo za soba bolesne zastrzyki i - co gorsza - wielodniowa rozlake z domem oraz meke gosciny u krewnych w Krakowie.
Moja pasja byly natomiast golebie i kroliki. Nasz dom byl w Pilznie najwyzszy,  wysoki dom, to raj dla golebi. Ojciec kupil mi pare listonoszy,potem pare garlaczy, ktore mozna bylo nadmuchiwac przez dziubki jak balony. Obie pary poczely sie sprawnie mnozyc,tak ze ze strychu zrobil sie rychlo rajski ogrod, a jajka lezaly tam i sam we wszystkich zakamarkach po parze. Strych nasz sciagal golebie nie tylko z calego Pilzna, ale i z okolicy. Listonosze i garlacze wszakze z dala sie trzymaly od holoty,zachowujac swoje szlacheckie tradycje. Ale strych szumial dzien i noc od gruchan,wabien,gardlowan i poswistow.
Gorzej mi sie wiodlo z krolikami.
Padaly, licho wie dlaczego,albo uciekaly na dwor,zas "dworcowych" z zielonymi skokami,zaden przyzwoity krolikarz za nic by nie kupil.
Co prawda kupowalem byle jakie sztuki, nie kierujac sie znajomoscia ras
i odmian, lecz checia dorownania rowiesnikom w ich powadze hodowcow.
Pewnego dnia Kazik "Sedziak" (syn sedziego w miasteczku) pokazal mi swoja kroliczarnie. Stanalem oniemialy wobec bogactwa masci i ras.
Na boku siedziala duza,biala krolica,ciezko dyszac, odbijajaca brzydota od reszty stadka.
-Jak chcesz,sprzedam ci ja. Ma parchy na uszach, ale po przemyciu nafta ustapia.
Kupilem. Ku mojemu zdumieniu, obok krolicy znalazlo sie nazajutrz dziewiec malenkich kroliczkow.
-Okocila sie - powiedziala nasza sluzaca,cos tam robiac kolo krolicy.
Radosc moja nie miala granic.
Niebawem zaczalem znosic z pol narecza kradzionej koniczyny i kapusty. Smieszne kroliczki kicaly niezgrabnie i zamiast koniczyny wolaly ssac palce.
Wkrotce jednak popelnilem ow grzech. Wieczorem,po spowiedzi,zajrzalem do krolikow. Coz to? Oczom wierzyc nie chcialem! W drewutni na sianie lezalo we krwi obok siebie pokotem dziewiec martwych kroliczkow.
Nad nimi biala samica z parchami. Z jej oczu saczyly sie strumyczki 
brudnych lez...."   cdn.



Zgodnie z amerykanska tradycja,w czwartek , po obiedzie z okazji
Swieta Dziekczynienia ( Thanksgiving ), postawilam choinke
i powoli przygotowuje serce na przyjecie Dzieciatka Bozego.
Ciekawa jestem,co slychac u Was?



Posylam cieple pozdrowienia i wiele serdecznych mysli ...

X O X O





Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...